Deejay pokonał w finale Shadowa i zdobył drugie trofeum zarówno w karierze, jak i w sezonie.
Ależ to był kuriozalny sezon dla Holendra. Z jednej strony – spadek z ligi z zaledwie sześcioma punktami na koncie, z tym że wiele meczów przegrał naprawdę pechowo i małymi różnicami. Z drugiej strony – wygrana Pucharu, w którym był po bardzo trudnej stronie drabinki. Teraz przyszła pora na Superpuchar, w którym zmierzył się z ligowym mistrzem Shadow’em. Gdybym przed meczem miał typować, to jako faworyta wskazałbym mimo wszystko Shadowa, chociaż Deejay w mojej opinii też nie był bez szans. Należy pamiętać, że mimo słabszego sezonu w lidze, Holender jest doświadczony w 1v1, a na uwadze też trzeba było mieć jak wyglądał poprzedni Superpuchar w wykonaniu Shadowa, gdzie po prostu trudno było utrzymać mu koncentrację przez tak długi okres czasu i został zmiażdżony wówczas przez Viggera.
Mecz rozpoczął się dość niespodziewanie. Deejay zdołał sobie wypracować ogromną przewagę, w pewnym momencie było 11-4, a Kyouu mógł mieć flashbacki z ubiegłej edycji. W końcu jednak się obudził, a może to jego rywal też trochę się rozluźnił mając tak dobry wynik. Shadow zaczął odrabiać straty i pierwsza połowa skończyła się wynikiem 15:10 dla Deejay’a. Druga połowa była kontynuacją tego, co widzieliśmy w końcówce pierwszej. Przeważał polski zawodnik i powoli zaczął odskakiwać wynikiem. W pewnym momencie wystarczyło tylko postawić kropkę nad “i”, bo prowadził 14-9 i brakowało jednej bramki do trofeum. Deejay jednak nie poddał się. Zdobył dość szybkie dwie bramki i przy stanie 14-11 było wiadomo, że dorzuci do swojej kolekcji drugie trofeum w tym sezonie. Ostatecznie druga połowa skończyła się wynikiem 15-11, a cały mecz 26-25. Co ciekawe, jest to dopiero druga edycja Superpucharu, gdzie zwycięzca nie wygrał obu połów i pierwsza, gdzie zwycieżył tylko jednym golem.
Jako organizator, powinienem być bezstronny, ale skłamię jeśli powiem, że w tym meczu nie kibicowałem Deejay’owi. Raz, że to bardzo sympatyczny koleś, a dwa że cholera – zasłużył na to trofeum. Tyle sezonów, a nawet i lat (w Ekstraklasie grał od 2019) trzymał się w czołówce i cały czas był bez trofeum, jako jedyny z tego ścisłego topu. W końcu los dał mu wygrać i to nie jedno, ale aż dwa Puchary. Deejay okupił to spadkiem z Ekstraklasy, ale jestem pewien że jeszcze ujrzymy go w tej lidze. Sukces Holendra ma też w pewien sposób znaczenie symboliczne. Pokazał, że zagraniczny zawodnik może się liczyć i może wygrywać z Polakami. Kto by jeszcze dwa lata temu pomyślał, że ktoś z poza Polski będzie w stanie coś wygrać 1v1, niektórzy gdyby to wówczas usłyszeli to klepnęli by się w czoło. A jednak, udało się i coś czuję, że to nie jest ostatnie słowo tego zawodnika.
Po tym meczu, tradycyjnie na koniec sezonu zaktualizowany został Ranking 1v1.
Ciekawostki Rankingu:
– Przed tym sezonem Adiss wyprzedzał Hetmana w Rankingu o 1 punkt, teraz ta przewaga jest identyczna, a co ciekawe w lidze Hetman wyprzedził Adissa o jedną różnicę w bilansie bramkowym. Ależ to jest wyrównana rywalizacja
– Viggera nadal jest jedynym graczem w historii, który wygrał jakieś trofeum więcej niż raz
– Mimo ostatniej pozycji w lidze, od Deejaya więcej punktów do rankingu zdobył tylko MattyseK (30-27)
– Najwyżej uplasowanym graczem, który nigdy nie grał w Ekstraklasie jest Gustek, na 8. pozycji z 45 punktami na koncie.
– W top10 nadal utrzymuje się SzopeN, który ostatni raz zagrał w 2. sezonie.
– W rankingu uwzględnionych jest 49 graczy